Prof. Hołownicki: Maszynowy zbiór jabłek dla przetwórstwa czeka na nowe pomysły

zmowa na rynku jabłek

Produkcja jabłek przeżywa obecnie głęboki kryzys wynikający nie tylko z niskich cen tych owoców, lecz także z powodu dużej zależności od sezonowej siły roboczej. Tej ostatniej nie dość, że brakuje, to będziemy płacić za nią coraz więcej, a nic nie wskazuje na szanse wzrostu cen owoców. Rośnie więc liczba sadowników zainteresowanych maszynowym zbiorem jabłek i nie chodzi tutaj o tzw. kombajny – będące w gruncie rzeczy urządzeniami pomocniczymi do ręcznego zbioru jabłek – lecz o wieloczynnościowe maszyny strząsające owoce z drzew i kierujące je układem przenośników do opakowań.

Ostatnio pewne nadzieje budzą pojawiające się liczne konstrukcje takich maszyn, ale wielka szkoda, że nie są one budowane przez doświadczonych producentów maszyn ogrodniczych, których w Polsce nam nie brakuje. Są one konstruowane na własne potrzeby przez sadowników o smykałce technicznej i z tego powodu często ich jakość wykonania i cechy użytkowe pozostawiają wiele do życzenia.  Wątpliwości wywołuje dominujący zbiór dwufazowy polegający na strząśnięciu owoców na ziemię (I faza), a następnie po ich uformowaniu w wał, zlokalizowany w pasach herbicydowych, są one podbierane i przenoszone do skrzyniopalet (II faza). O ile w przypadku idealnie wyrównanej i wykoszonej powierzchni w międzyrzędziach sadu podbieranie jabłek przebiega bez większych zakłóceń, to w większości przypadków mamy do czynienia z zachwaszczoną i nierówną powierzchnią, która utrudnia wykonanie tej operacji. Ponadto, gdzie tu sens, gdzie logika? Na drzewach mamy piękne i dorodne owoce, które po otrząśnięciu na ziemię są dokładnie upaćkane w błocie, trawie i w resztkach wcześniej zgniłych jabłek. W obliczu spodziewanego nadmiaru surowca trudno będzie sprzedać takie owoce. A lepiej nie będzie, ponieważ w miejsce nawozów mineralnych coraz częstsze staje się użycie kompostu i innych nawozów organicznych. Jednocześnie przy ograniczaniu stosowania substancji chemicznych  kontrola zachwaszczenia przez zabiegi mechaniczne staje się nieubłaganą koniecznością, co dodatkowo „rujnuje” powierzchnię sadu w rzędach drzew i utrudnia podbieranie strząśniętych jabłek.

Wymienione powyżej ograniczenia nakazują szersze zainteresowanie zbiorem jednofazowym przy użyciu jednej maszyny, ponieważ tylko w taki sposób można będzie ograniczyć kontakt jabłek z podłożem. Problem w tym, że takich maszyn, poza nielicznymi wyjątkami, w zasadzie nie produkuje się na świecie. Trudno bowiem za takie uznać pojawiające się  gdzieniegdzie, także w Polsce, adaptacje kombajnów konstruowanych z myślą o zbiorze malin, borówki wysokiej lub winogron i owoców pestkowych, ponieważ nie radzą sobie z przepustowością 4–5-krotnie większej masy jabłek. Praktyka sadownicza oczekuje więc na nową generację kombajnów przeznaczonych do zbioru jabłek przemysłowych, gdzie zbierane owoce będą pozbawione kontaktu z zepsutymi owocami zawierającymi patulinę czy z glebą.

Postawione zadanie tylko pozornie wydaje się proste. Jabłka wprawdzie strząsa się łatwiej niż owoce większości gatunków z uwagi na ich dużą masę, należy jednak w tym celu uformować pień o wysokości nie mniejszej niż 0,6–0,7 m, aby było miejsce na zamocowanie otrząsacza i ekranu chwytnego, co opóźnia wejście drzew w pełnię owocowania. Kolejnym utrudnieniem jest coraz gęstsze sadzenie drzew w sadach karłowych, często rozstawa między drzewkami wynosi 0,7–1,0 m. Ponadto jeśli mamy ograniczyć kontakt jabłek ze zgniłymi owocami leżącymi na ziemi, potrzebne będą ekrany chwytne o szerokości mniejszej od rozstawy drzew, ale nikt jeszcze takich nie zbudował. Ponadto przy tak gęstym sadzeniu trudno sobie wyobrazić maszynę, która będzie zatrzymywać się na czas trzęsienia 3 000–4 000-krotnie/ha. Nie można zapominać także o słabym systemie korzeniowym drzew karłowych i ich dużej wrażliwości na choroby drewna i kory. Dotyczy to zwłaszcza miejsca przyłożenia otrząsacza zaciskanego hydraulicznie na pniu, gdzie obserwuje się lokalne zgniecenia lub otarcia kory, które stają się głównymi „wrotami” wnikania patogenów.

Do rozważenia pozostaje jeszcze ogólna wizja maszyny – przyczepiana do ciągnika, czy samojezdna – oraz wybór systemu otrząsającego. Wiadomo wprawdzie, że zbiór będzie polegał na otrząsaniu owoców, ale nadal niewiadomą pozostaje sposób otrząsania. Z uwagi na gęste sadzenie, otrząsanie „za pień” raczej nie będzie możliwe. Proponuję więc rozważyć otrząsanie bezpośrednie, które opracowaliśmy w IO dla pierwszego na świecie kombajnu do zbioru owoców pestkowych. Tylko taka metoda umożliwi osiąganie zadowalającej wydajności (200–300 drzew/godz.), ale niesie za sobą uzasadnione obawy nadmiernych uszkodzeń skutkujących chorobami drewna i kory. Kombajn nie będzie tanią maszyną, ale czy mamy inne bardziej racjonalne propozycje?

PROF. DR HAB.RYSZARD HOŁOWNICKI

IO-PIB SKIERNIEWICE

Artykuł pochodzi z: Zbiór i przechowywanie – wydanie specjalne 6/2023 Miesięcznik Praktycznego Sadownictwa SAD

1 KOMENTARZ

  1. Jest takie cudo na rynku jak OE4, ale jest tak drogie, że trzeba byłoby mieć z 500ha jabłek, aby produkując przemysł mieć uzasadnioną ekonomicznie inwestycję. Do tego wymagane są odpowiednie rozstawy nasadzeń drzew, aby taką maszyną wykonać zbiór.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here