Na półki marketów trafiają obecnie jabłka, które nie powinny się tam znaleźć jeszcze przez kilka tygodni. Chodzi o niedojrzałego Red Jonaprinca czy Jonagoreda. Przyczyną tego zjawiska po raz kolejny jest polityka zakupowa marketów, która przejawia się w dość brutalnej przewadze kontraktowej.
Przewaga kontraktowa sieci handlowych
Po raz kolejny mamy do czynienia ze swego rodzaju „spiralą cenową”. Odmiany, takie jak paskowane sporty Gali w lepszych pieniądzach można sprzedać obecnie na eksport, co właśnie czynią mniejsi przedsiębiorcy i grupy producenckie. Sadownicy nierzadko wstrzymują się ze sprzedażą. Oczekiwania marketów opierają się obecnie głównie na cenie. W związku z powyższym, po niższej cenie można dostarczyć jabłka niższej jakości i właśnie takie trafiają na półki marketów, co widać na załączonych zdjęciach.
Nasi rozmówcy potwierdzają, że już w tym sezonie (2023/2024) notowane są przypadki, gdy przedsiębiorca nie zgadzający się na ceny oferowane przez market zostaje skreślony na jakiś czas z listy dostawców. Jeśli nie ma alternatyw w postaci eksportu, czy innych odbiorców krajowych, może to skończyć się nawet problemami finansowymi. Jednak niespecjalnie interesuje to osoby odpowiedzialne za zakup w największych sieciach marketów. Ponadto, jabłko stało się w ostatnich latach obiektem niemalże ciągłej promocji i ten trend chcą nadal uskuteczniać specjaliści od marketingu.
Bijemy się o gorsze, a tracimy miliony
– Przy cenie detalicznej na poziomie 5,00 zł/kg wszystkie ogniwa mogą dziś zarobić i nie jest to cena, która odstrasza konsumenta – komentuje Waldemar Żółcik, właściciel firmy Activ. Jego zdaniem, wspomniana wyżej spirala cenowa jest również po części odpowiedzialna za spadek spożycia jabłek w Polsce. Owoce nieco niższej jakości, które pozwalają zmieścić się w ofertach zakupowych marketów nierzadko nie zachęcają do zakupu, a także do ponownego wyboru jabłek podczas zakupów.
Jeśli przeciętny Polak zjada 12 kg jabłek rocznie to przy dzisiejszych cenach detalicznych wyda na nie 42 zł, a przy 5,00 zł/kg wyda 60 zł rocznie. – Przy aktualnej inflacji, mówimy tu o nieco ponad kilogramie dobrej wędliny. W skali roku to obiektywnie rzecz biorąc niewielkie pieniądze. Co więcej, kilogram jabłek kosztuje mniej niż kulka lodów. Właśnie te niewielkie pieniądze mogłyby ucywilizować handel jabłkami w tym sezonie – kontynuuje W. Źółcik.
Jeśli chodzi o ceny zakupu jabłek w połowie września to od kilku dni notujemy nieznaczne, ale systematyczne spadki, co niepokoi sadowników. Wobec wyraźnie niższego plonowania w tym sezonie, producenci są zdania, że obniżki są wywołane w sposób celowy, a mianowicie poprzez mowę cenową podmiotów skupujących.
Zdaniem naszych rozmówców sadownicy na wyrost oceniają możliwości grup producenckich w kreowaniu cen na poziomie krajowym. Oczywiście zdarzają się spotkania pośredników, które mają na celu podjęcie wspólnej polityki sprzedażowej wobec wspomnianych marketów, jednak oferty zakupu ze strony sieci są na tyle wyrównane, że przy podobnych kosztach sortowania mamy efekt w postaci różnicy na poziomie 20 groszy między kilkudziesięcioma firmami.
Wspólny front jest mało realny
Wobec powtarzających się patologii we współpracy z marketami sadownicy często podkreślają, że warto podjąć wspólną inicjatywę i spróbować dojść do porozumienia lub stosować bardziej zdecydowane metody, jak na przykład odmowa dostaw w podanej cenie. W tym celu mówi się, żeby wszyscy dostawcy mówili jednym głosem.
Zdaniem dostawców takie działanie byłoby wyjątkowo trudne lub wręcz niemożliwe, ponieważ nie jest możliwa współpraca podmiotów, które nie działają na takich samych zasadach. W ostatnich latach mieliśmy wiele przypadków, gdy markety wygrały tego typu spory z różnymi branżami, które były znacznie lepiej zorganizowane od branży sadowniczej.
Odmowa współpracy bądź żądanie wyższych stawek zazwyczaj kończy się wstrzymaniem zakupów w kraju przez tydzień lub dwa i wzmożonym importem produktów z zagranicy. W efekcie po jakimś czasie bez alternatyw w postaci eksportu czy rynku hurtowych dostawcy i tak godzą się na oferowane wcześniej lub nawet niższe ceny. Mamy za tym do czynienia ze swego rodzaju „węzłem gordyjskim”, który kiedyś w końcu trzeba będzie przeciąć …
Ja bym to pytanie odwrócił, mianowicie za ile powinien sprzedać jabłka sadownik, jeśli na półce cena 1kg jabłek kształtuje się w granicach 3.5pln oraz, za ile ten sam sadownik powinien sprzedać jabłka na eksport, skoro w strefie Euro, jabłka są w tej samej cenie co do watości, natomiast zmienia się jedynie waluta na €? Jakieś pomysły?